‼ FELIETON ‼
Dziś w ramach cyklu “Kilka słów o…” w formie pisanej chciałam Wam przedstawić najnowszą i ostatnią część trylogii Aleksandra Pfistera, czyli “Great Western Trail: Nowa Zelandia” wydawnictwa Rebel.pl.
W grze wchodzimy w rolę owczarzy na Wyspie Południowej, czyli największej wyspie Nowej Zelandii, gdzie naszym celem jest zapewnienie dobrobytu naszej rodzinie i pracownikom, hodując i sprzedając coraz to nowsze i lepsze rasy owiec.
Podczas rozgrywki przemieszczamy się wzdłuż szlaku, który prowadzi z dolnego lewego rogu planszy głównej do Wellington, gdzie sprzedajemy nasze owce na lokalnym lub zagranicznym rynku. Po drodze wykonujemy różne akcje, które pomagają nam zdobywać punkty zwycięstwa, w tym budowę budynków, zatrudnianie pracowników, kupowanie i strzyżenie owiec.
Na początku poruszamy się tylko po budynkach podstawowych, ale w miarę postępu gry możemy stawiać własne budynki, oferujące lepsze i bardziej dopasowane do naszej strategii możliwości. Jedną z nowości jest budynek z akcją strzyżenia owiec, który pozwala zarabiać pieniądze na bieżąco. Inną jest tor pioniera (zimorodek), odblokowujący możliwość budowania się na specjalnych polach na planszy. Tor pioniera daje także bonusy do poruszania się i anuluje obowiązek zapłaty za przekraczanie kafelków z rączkami.
W tej wersji gry mamy też do dyspozycji osobną planszę szlaków morskich (troszkę można to porównać do “Kolei na Północ”), pozwalającą poruszać się statkami między wyspami. Możemy tam zostawiać małe domki, symbolizujące magazyny, odblokowujące nam pola na planszy gracza i dające możliwość zdobycia bonusu. Dodatkowo dzięki temu, że mamy magazyn na wyspie, po sprzedaży owiec w Wellington, możemy położyć swój dysk, odblokowując przy tym dodatkowy profit z planszetki.
Warto zwrócić uwagę, że GWT opiera się na mechanice deckbuildingu, co oznacza, że musimy rozważnie dobierać i usuwać owce z naszego stada. W tej części gry mamy do wyboru wiele nowych kart, które możemy zdobywać na różne sposoby, np. poprzez usuwanie żetonów niebezpieczeństw, sprzedaż złota lub dopływanie do portów na wyspach. Są to karty natychmiastowe, które możemy zagrywać przed swoją akcją lub przed dobraniem nowych kart. Karty te dają nam różnorodne efekty, pomagając nam lepiej wykorzystać potencjał Nowej Zelandii. Na przykład karta psa dodaje nam +1 do toru certyfikatów, które możemy odrzucać, by w Wellington podnieść wartość naszego stada. Karta barki daje nam 2 funty, a karta zimorodka porusza nas na torze pioniera. Co ciekawe, dostajemy tu także karty zestawów (kompas, beczka, koło sterowe, dzwoneczek), z których na daną rozgrywkę losujemy tylko 4, co dodaje różnorodności i strategii do odkrycia.
Gra jest przeznaczona dla 1-4 graczy w wieku od 12 lat. Jednak, przy trudności 3.91, uważam, że nie jest to gra odpowiednia dla 12-latka czy osoby rozpoczynającej przygodę z planszówkami. Jest to planszówka strategiczno-ekonomiczna, wymagająca planowania, optymalizacji i dostosowywania się do zmieniających się warunków, co może prowadzić do wydłużającego się downtime’u. Warto także zwrócić uwagę na aspekt wizualny, który został wykonany na bardzo wysokim poziomie. Grafiki przyciągają wzrok i według mnie jest to najładniejsza część GWT, gdzie dodatkowo robotę zrobiła zmiana krów na owieczki.
Podsumowując, gra “Great Western Trail: Nowa Zelandia” z pewnością przypadnie do gustu fanom serii GWT, poszukującym nowych wyzwań i urozmaicenia. Jeśli znacie poprzednie wersje, szybko zauważycie różnice, ale dla nowych graczy opanowanie zasad może zająć dużo więcej czasu. Gra daje bardzo dużo satysfakcji i pola do pomyślunku, gdzie nawet po przegranej ma się poczucie dobrze spędzonego czasu przy planszy. Sama się nie zawiodłam, a nawet zastanawiam się, czy nie znajdzie się w moim top 3 gier z tego roku.
P.S. Jeśli chcecie zobaczyć, jak gra wygląda na stole, to serdecznie zapraszam Was do galerii: 👉 https://tiny.pl/cssbb
~Angelika
#boardgames #gryplanszowe #boardnews #rebel #gwt #greatwesterntrail #nowazelandia #współpracareklamowa /// Rebel – Nowa Zelandia/// Grę w celach prasowych przekazało wydawnictwo Rebel. Dziękujemy!
n.z. 95% kraju nie ma zasiegu. zasieg tylko w miastach i na glównych drogach. czasem trzeba przejechac 100 km zeby miec zasieg. leje. nie mozna WOGÓLE wysiadac z auta bo meszki. zawsze i wszedzie. leje. nazi department of tourism zabrania wszystkiego, wszedzie. spanie na dziko to bullshit – albo masa niemców, albo o 6tej rano przychodzi nazi i daje mandat. leje. depresja. kilo baraniny w sklepie 40 dolarów. surowej. gotowej do jedzenia nie ma. kilo czeresni 40 dolarów. leje. benzyna w cenie europy, dwa razy wiecej niz w australii. 4 razy wiecej niz US. leje. meszki. cale fjordy nie maja dróg, sa niedostepne. meszki. leje. komary i baki w arktyce to zero w porównaniu do meszek. leje. zeby znalezc miejsce na noc, trzeba pojezdzic ze 2-3 godziny, wszedzie ploty i zakazy. wszedzie!!!!! aplikacje z miejscami do spania wysylyja wzystkich niemców na malutkie parkingi na 5 aut, stoi sie drzwi w drzwi, jak przed supermarketem. jak sie stanie z boku, to mandat. leje. meszki. nie mozna zagotowac wody bo meszki. i leje. trzeba przeskakiwac wyspe z poludnia na pólnoc, albo wschód zachód zeby nie lalo. n.z. jablka po 5 dolarów za kilo. te same jablka wszedzie indziej na swiecie po 1.50 dolara. aftershave za 50 dolarów w normalnym swiecie tam kosztuje 180.
wszystkie mosty sa na jedno auto, poza Auckland. miasteczka wygladaja tak: bank, china takeout, empty store, second hand ze starymi smieciami, empty store, china takeout, second hand, bank and so on – kompletny upadek i depresja. pierwszy raz w zyciu kupowalem w second handzie. wejscie na gorace kapiele 100 dolarów. dwa razy psychopaci zagrazali mojemu zyciu (wyspa pólnocna, srodek-wschód), jeden z shotgunem. policja to ignoruje.
co by tu jeszcze? jest pare dobrych rzeczy, wymieniam zle, bo NIKT tego nie mówi. bardzo latwo zarejestrowac auto, ubezpieczenia nieobowiazkowe i tanie. przeglad co 6 miesiecy. w morzu sie nikt nie kapie, poza surferami, zimno, prady. meszki doprowadzaja do obledu.nie ma na nie sposobu. wszedzie mlodociane adolfki. tysiacami. supermarkety, maja ich 3, sa tak zle,ze nie ma co jesc. marzy sie o powrocie do swiata i normalnym jedzeniu. ogólnie marzy sie o normalnym swiecie, caly czas odlicza dni do wyjazdu . w goracych wodach maja amebe co wchodzi do mózgu. no chyba ze sie zaplaci 100 dolarów za wstep, to mówia ze nie ma ameby